poniedziałek, 18 listopada 2013

Panacotta

Wszyscy lubimy słodkości . Wafelki, czekoladki, cukierki, ciasteczka, bezy, żelki, wyliczać można bez końca. Podobno aż 14% zawartości koszyka przeciętnego Polaka stanowią słodycze. Aż 80 % z nas przyznaje się do jedzenia czekolady w tabliczkach. Co 2 osoba kupuje mieszanki czekoladowe i batony a więcej niż co 3 osoba sięga po praliny i inne słodkości w których gości czekolada pod postacią np. nadzienia czy innego rodzaju kremu. Myślę więc, że śmiało mogę uznać czekoladę królową podniebienia polskich łasuchów, do których z resztą sam się zaliczam. Moim osobistym faworytem są jednak żelki, których jestem absolutnym fanem. Mógłbym je jeść do usranej śmierci i jeden dzień dłużej.  Nie o moich słodkich upodobaniach będzie jednak ten średnioprzemyślany werbalny wymiot, który w sumie piszę dziś bardziej z przymusu niż przyjemności - w końcu po 11 godzinach spędzonych na kuchni - a może w kuchni... a pies to jeba ł - nie mogło mnie spotkać nic lepszego niż pisanie o jedzeniu. Wracając jednak do sedna – chciałbym wam przedstawić pannę Panacottę i moją, spolszczoną wersję tego genialnego włoskiego deseru.
Może zacznę od tego czym właściwie jest te cuś co w sumie wygląda jak zamarznięty budyń albo nie do końca stężała galaretka. Otóż panacotta jest to w dosłownym tłumaczeniu gotowana śmietanka. Jest to swojego rodzaju babeczka z mleka lub śmietanki ( w moim wypadku tego i tego) z żelatyną. Bardzo często dodawana jest do niej wanilia albo skórka cytrynowa. Najczęściej podaje się ją z wszelkiego rodzaju sosami owocowymi. Tak czy inaczej sama w sobie jest bardzo delikatna, a jej kremowe „ciałko” wręcz rozpływa się w ustach doprowadzając do orgazmu najbardziej wybredne podniebienia .
Teorię mamy odwaloną. Czas przejść do konkretów. Ja w swojej interpretacji panacotty użyłem mleka, śmietanki, białej czekolady, trochę cukru i żelatyny. Sos zastąpiłem galaretką z soku brzoskwiniowego – w końcu jakoś trzeba się było pozbyć nadmiaru żelatyny. Proporcje są w sumie bardzo różne ale starajmy się je dopasować do ilości posiadanej żelatyny. Mi do zrobienia 2 naprawdę dużych porcji wystarczyło jakieś 0,5 l mleka, 250 ml śmietanki do deserów, 4 – 5 łyżeczki żelatyny, jakieś 2 łyżki cukru i tabliczka białej czekolady. Zacznijmy od przygotowania sobie foremek. Ja użyłem kwadratowo-podobnych misek. Do garnka wlewamy mleko i śmietankę, dodajemy cukier – wedle upodobania  i białą czekoladę. Gotujemy do momentu aż cukier i czekolada się rozpuszczą. W międzyczasie przyrządzamy żelatynę zgodnie z przepisem na opakowaniu. Najczęściej po prostu zalewamy kilka łyżeczek specyfiku wodą i dokładnie mieszamy. Odstawiamy i czekamy aż mleko i reszta się zagotują.Następnie zdejmujemy garnek  z gazu i dodajemy żelatynę, energicznie mieszając do momentu aż  połączy się ona z resztą. Płyn przelewamy do miseczek i odstawiamy do stężenia w jakieś chłodne miejsce, a po kilku godzinach możemy cieszyć się własnoręcznie zrobioną panacottą. Ja w swojej wersji deseru zrobiłem jeszcze galaretkę z zagęszczonego soku brzoskwiniowego. Jak ? Przygotuj kolejną porcję żelatyny i dodaj ją do swojego ulubionego soku. Wlej odrobinę roztworu do foremek i poczekaj aż żelatyna zrobi swoje. Na górę „galaretki” wlej przestudzoną ale nie stężałą panacottę i odstaw w chłodne miejsce. A tak wyglądał efekt końcowy:





Jesteś zbyt leniwy ? Idź do kawiarni albo kup sobie gotową wersję. Satysfakcja i smak gwarantowane Ty jebany leniu!
Thulus